Co zamiast „kieszonkowego”? O mądrym wychowywaniu dzieci pisze Rafał Kupis, autor projektu „Boskie Pieniądze”.

Miałem przyjemność współtworzyć z Tomkiem i Pawłem z Misja52 projekt „Dzieci, Mądrość, Finanse”. Już pierwszego dnia pojawiły się ciekawe komentarze, które zachęcały do włączenia się w dyskusję. Postanowiłem jednak do końca projektu nie włączać się do rozmów, aby przypadkiem nie „wyskoczyć przed szereg” i odpowiadając, nie zdradzać zasad przewidzianych no kolejne dni.

 

|  Zobacz plakat:  7 zasad „Dzieci, Mądrość, Finanse”  |

 

Dyskusja była bardzo interesująca i momentami nawet „gorąca”, ale wydaje się to oczywiste. Mowa była o jednym z aspektów wychowania naszych dzieci, a jest to temat delikatny i ważny dla większości rodziców. Reakcje te świadczą o Waszym zaangażowaniu i trosce, co jest nie do przecenienia i to jest najważniejsze. Wszelkie rady natomiast mają znaczenie drugorzędne i jeżeli się komuś przydały to „Chwała Panu”, a jeżeli nie to znaczy pewnie tyle, że ten temat został już „przepracowany”.

Projekt dobiegł końca, ale tylko w pewnym sensie, bo przecież wychowanie to proces, a nie tylko krótki projekt. Dlatego kiedy Tomek zaproponował mi abym podzielił się z Wami tym „jak to jest u nas”, z wielką chęcią no to przystałem.

Nasza rodzina to Mama i Tata [Karolina i Rafal] oraz córka i dwóch synów [Sara, Tobiasz i Jeremiasz]. Ach są jeszcze dwa psy – Milka i Coffee. Ten szczegół może okazać się istotny, ale o tym za chwilę.

Lawina  zmian

Nasza przygoda z „biblijną edukacją finansową” rozpoczęła się dwa i pół roku temu, kiedy szukałem dobrej rady aby poprawić naszą sytuację finansową i naprawić popełnione błędy. W swoich poszukiwaniach natrafiłem na podcast Dave’a Ramsey’a [wszystkie linki znajdują się na końcu tego tekstu]. Tak się wszystko rozpoczęło. Wręcz nałogowo słuchałem podcastu Dave’a [a to niemal 3 godziny od poniedziałku do piątku]. Bardzo szybko przeczytałem tez Jego sztandarową książkę „The Total Money Makeover”. Lawina pozytywnych zmian ruszyła. Ten proces był już nie do zatrzymania i w znaczący sposób odmienił nasze życie i podejście do finansów. Kolejna książka jaka trafiła w moje ręce to „Smart Money, Smart Kids”, autorstwa Dave’a i Jego córki Rachel Cruze. Nakładem wydawnictwa Szaron ukazało się jej polskie wydanie zatytułowanie „Dzieci Mądre Finansowo”. Na tej właśnie książce oparłem ten projekt.

A jak to jest u nas?

Nasze dzieci dostawały kieszonkowe w formie tygodniówki. Czasami też zdarza się, ze dostają prezenty w formie gotówki od najbliżej rodziny. W wyniku naszych poszukiwań i „lekcji” ze wspomnianej książki autorstwa Dave’a i Rachel, postanowiliśmy zmienić nasze podejście i umożliwić dzieciom zarabianie, w miejsce pieniędzy „za nic”. Nasze dzieci nigdy nie wykazywały postaw roszczeniowych. Zauważyliśmy jednak, że za czasów „kieszonkowego” wydawały pieniądze bez większego zastanowienia, w myśl zasady „łatwo przyszło, łatwo poszło”. Dodatkowym minusem takiej sytuacji [kieszonkowej] był brak wyrazistości przekazu. Skoro rodzice dają nam pieniądze na zasadzie uznaniowej, to nic nie powinno stać na przeszkodzie, aby „dofinansowali” nas kiedy wyczerpiemy zapasy, bo skoro dali X to mogą dołożyć Y, gdyż to nie zależy od naszego wysiłku ale od uznania rodziców.

Wprowadzenie systemu „zarobkowego” wprowadziło znacząca zmianę. Dzieci w bardzo naturalny sposób go przyjęły. Zrozumiały, że ich sytuacja finansowa zależy od ich pracy. Czy nie jest to jedna za najważniejszych lekcji jakie rodzice powinni przekazać swoim dzieciom? Lekcja tym cenniejsza, że deficytowa w dzisiejszych czasach i w kraju w jakim przyszło nam żyć. Oczywiście bywa tak, ze nie zarobią w jakimś tygodniu nic, ale wówczas mogą winić tylko siebie. Możliwości pracy jest wiele. Wystarczy chcieć. Jeżeli natomiast starają się, to wychodzą na tym o wiele lepiej niż „na kieszonkowym”, które ze swojej natury jest ograniczone, a przynajmniej być powinno, gdyż inaczej jest bardzo destrukcyjne dla dziecka.

Oczywistym jest też to, że nie płacimy dzieciom za wszystko. Jak każdy z domowników, nasze dzieci mają swoje obowiązki, które stanowią wkład w budowanie rodziny i domu w którym żyją. Podział ten jest mniej istotny i właściwy każdej rodzinie. Rodzice będą najlepiej wiedzieli jak wyróżnić obowiązki domowe od okazji do zarobienia na swoje potrzeby. W naszej rodzinie nie ma mowy o płaceniu za naukę i wyniki. Dzieci rozumieją, że to ich obowiązek i przywiej zarazem. Staramy się im przekazać, że nauka to inwestycja w nich samych, rozwój talentów jakie otrzymali od Boga i przygotowanie do bycia odpowiedzialnym dorosłym, który potrafi zadbać o siebie i rodzinę, ale również służyć innym. Porządek w pokojach to również jest ich obowiązek nie podlegający wynagrodzeniu. Nakrywanie do stołu i sporządzanie po posiłkach to też część bycia rodziną a wiec robimy to wszyscy w miłości i z radością, czasami nieuświadomioną, ale jednak.

Naszą decyzją [Żony i moją] jest, że dzieci mogą zarobić wykonując przede wszystkim prace, które moglibyśmy zlecić komuś innemu i zapłacić za nie, np sprzątanie samochodu. I tak zamiast płacić na myjni pieniądze wędrują najczęściej do naszego najstarszego syna. Kolejnym przykładem jest niszczenie dokumentów w niszczarce, sprzątanie biura taty czy garażu. Popularne w naszym domu są również całotygodniowe dyżury przy psach, zmywarce czy suszarce do ubrań, wynoszeniu recyklingu, śmieci etc. Ostatnio dzieci starsze zyskały nową możliwość, czyli pomoc w lekcjach młodszemu rodzeństwu. Nie jest to w żadnym wypadku ich obowiązek, bo to nasza – rodziców odpowiedzialność, odbywa się to jednak ze sporą korzyścią dla pobierających naukę, a pomagający też zyskuje.

Przykłady takie można mnożyć, jednak nie o to tu chodzi. Mocno wierzę w rozsadek rodziców i jeżeli tylko działają w jedności jako mąż i żona, na pewno wypracują najlepsze rozwiązanie dla swoich dzieci.

Nie mogę pominąć trójpodziału zarobionych, ale również otrzymanych w formie prezentów [tego nie jesteśmy w stanie powstrzymać] pieniędzy. Przypomnę „3 słoiki” Dawanie, Oszczędzanie i Wydawanie. Nasze dzieci przyjęły to bardzo naturalnie. I tak jest w przypadku znakomitej większości dzieci. Warto o tym pamiętać i pomagać im rozwijać te umiejętności. Pamiętajcie, „ czym skorupka za młodu …”. I nie o wielkości procentowe się tu rozchodzi ale o praktykę.

Dawanie

W naszym domu zachęcamy dzieci aby z tego „słoika” zabierały pieniądze na ofiarę podczas Mszy Świętej. Również wspomagają tymi pieniędzmi akcie dobroczynne w okresie Adwentu czy Wielkiego Postu. Jeżeli usłyszą o jakiejś inicjatywie która poruszy ich serce również korzystają z tego „słoika”.

Oszczędzanie

Nasze dzieci prowadzą je dwutorowo. Po pierwsze na określony cel. I tutaj zaskakują nas pozytywnie, jak bardzo potrafią być skoncentrowane. Np sfinansowanie zakupu hulajnogi czy konsoli do gier. Po drugie jest to „słoik” na wszelkie nadwyżki finansowe, które staramy się określać jako fundusz na „czarna godzinę”.

Wydawanie

Ostatni ze słoików. Tu trafiają fundusze po zasileniu dwóch najważniejszych „słoików”. Nasze dzieci same decydują na co przeznaczą te pieniądze. Oczywiście czuwamy aby nie było to coś destrukcyjnego dla nich. Jeżeli zdecydują się na wydanie wszystkiego za jednym podejściem, to pozwalamy im na to [oczywiście tłumacząc konsekwencje]. Jest to cenna dla nich lekcja. Nie pamiętam, aby którekolwiek z naszych dzieci zrobiło tak więcej niż jeden raz.

Na koniec chce się podzielić z Wami jeszcze jedna uwagą. Dzieci, jak również nas dorosłych, można podzielić na dwie grupy: „oszczędzający [savers]” i „wydający [spenders]”. Zapewne od razu potraficie określić do której z kategorii należą Wasze dzieci. Nam przychodzi to be trudu, również w odniesieniu do nas samych czy naszych najbliższych. Otóż odpowiednia edukacja finansowa potrzebna jest obydwu grupom. Inaczej z wielkim prawdopodobieństwem „wydający” popadnie w długi i „oszczędzający” stanie się niczym Sknerus McKwacz, z popularnej bajki Disney’s.

W naszym domu działa to znakomicie. Te z dzieci które są naturalnymi „wydającymi” uczą się powściągliwości i planowania, „Oszczędzający” natomiast w radością zapraszają np calą rodziną na lody, za które sami płacą. Takie podejście ma jeszcze jedna ogromną zaletę, która mocno uwidacznia się w rodzinie. Jedni uczą się od drugich, wzajemnie się ubogacając i wzmacniając. To buduje już całą rodzinę.

Trochę się rozpisałem, ale jest to temat bardzo dla mnie ważny. Do tego stopnia, ze rozpocząłem projekt „Boskie Pieniądze”. Rozwija się on powoli, ale  kiedyś usłyszałem od pewnego Chińczyka: „good food takes time”.

Podsumowując pragnę raz jeszcze podkreślić, że nie chodzi w tym wszystkim o wielkości procentowe czy też co jest na liście obowiązków a za co finansowo wynagradzamy dzieci, to sprawy ważne ale nie najważniejsze. Istotą jest to, że Bóg powierzył nam swoje ukochane dzieci, które my mamy niesamowity przywilej nazywać naszymi dziećmi. Jest to ogromna odpowiedzialność i musimy dać naszym dzieciom to co najlepsze i tyle na ile nas stać. Mamy obowiązek wykorzystywać wszystkie okazje, aby je uczyć i nade wszystko kochać, nie zapominając przy tym o edukacji finansowej. W dziecinie finansów Bóg też chce dla nas pełni i szczęścia, o czym często do nas mówi przez karty Pisma Świętego. Pamiętajmy o tym.

Rafał Kupis.

____________________________________________

Linki do źródeł wymienionych w artykule:

Portal Dave’a Ramsey’a

Podcast Dave’a Ramsey’a

Książka “Total Money Makeover”

Książka “Smart Money, Smart Kids”

Polskie wydanie książki “Smart Money, Smart Kids”, wydawnictwo Szaron “Dzieci Mądre Finansowo”

 

Artykuł pochodzi ze strony: https://www.krlradio.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *